Mówimy „do widzenia”, czasami krótko „cześć!”. Czy jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że być może to są ostatnie słowa, które bezpośrednio wypowiedzieliśmy do kogoś, kto jest bliskim nam człowiekiem, serdecznym przyjacielem czy znajomym?
„Janku, do zobaczenia w Rzeszowie albo w Hamburgu, albo gdziekolwiek indziej”. To były ostatnie moje słowa, którymi jakiś czas temu kończyłem spotkanie z Jankiem Dolnym. Mimo, że moje kontakty z Jankiem nie były bardzo częste, to wszystkie z nim spotkania zawsze cechowały się szczególnie sympatyczną atmosferą, niezależnie od tego czy miały one miejsce w Polsce, czy też w Niemczech.
Ceniłem Go za trafne wypowiedzi, w których nie owijał w bawełnę nawet najtrudniejszych spraw. Pamiętam, gdy kilka lat temu na zaproszenie Towarzystwa Niemiecko-Polskiego w Hamburgu – już jako były senator – zostałem poproszony o wykład. Odbył się w kwietniu 2012 r. w hamburskiej siedzibie Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej.
Temat: „Czy Polscy i Niemcy mogą być mistrzami w budowaniu »Europejskiego Domu«”? – „Können Polen und Deutsche Vorreiter im Bau des »Europäischen Hauses« werden“? wzbudził spore zainteresowanie, nie tylko wśród członków Towarzystwa Niemiecko-Polskiego (trzeba było nawet dostawić rezerwowe krzesła), ale także wśród przedstawicieli hamburskiej Polonii i innych gości. Oczywiście, był tam również Janek. Zakończyłem następująco:
»Mam świadomość tego, że wzajemne stosunki polsko-niemieckie obarczone są wyjątkowym, niemal przytłaczającym ciężarem z lat ostatniej wojny. Wiem też, że istnieją jeszcze wzajemne uprzedzenia, że funkcjonują rozmaite stereotypy i mało wybredne dowcipy. Tego jednak się nie zmieni z dnia na dzień.
Obiektywna ocena ogromnej przemiany, która nastąpiła, między Polakami i Niemcami, pozwala stwierdzić, że to, co się zaczęło od „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” przynosi dobre owoce. To dowodzi również swoistej maestrii, mistrzostwa w odbudowywaniu i budowaniu nowego. To budzi nadzieję także w kontekście europejskim.
Ludzie, którzy umieją myśleć nie według schematów, dostrzegają niebezpieczne fale, które zagrażają naszemu „Europejskiemu domowi”. Polacy i Niemcy powinni być przykładem dla innych w umacnianiu fundamentów tej europejskiej budowli. Musimy wrócić do korzeni, które były fundamentem Unii Europejskiej. Musimy wrócić do sensu działań Ojców Europy, a zwłaszcza Roberta Schumana.
– Czy jest dużo czasu? – Czy można zwlekać? – Niech nam odpowie Mistrz z Weimaru,
Johan Wolfgang Goethe:
„Cokolwiek zamierzasz zrobić albo o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, moc i magiczną siłę. Zacznij działać teraz”.
„Was immer du tun kannst oder erträumst zu können, beginne es .
Kühnheit besitzt Genie, Macht und magische Kraft. Beginne es jetzt“«.
Dyskusja była ciekawa i momentami nawet ostra. Podkreślałem znaczenie prawdy w budowaniu niefasadowych i niekoniunkturalnych relacji polsko-niemieckich. To było po myśli Janka, który powiedział mi: – „Jesteś kolejnym człowiekiem, który utwierdza mnie w przekonaniu, że trzeba i warto dalej pracować dla dobra prawdy”. Długo potem rozmawialiśmy. Przedstawił mi skrótowo historię swojego życia, przeoranego dramatem II wojny światowej. Myślę, że mógłby to być świetny scenariusz do intersującego filmu.
Janek urodził się w styczniu 1944 r. na Śląsku Opolskim, niedaleko Koźla. Jego matka, Anna była Ślązaczka, mówiła na co dzień w śląskiej gwarze. W domu mówiło się trochę po niemiecku, trochę po polsku, trochę po czesku – tak mi opowiadał. Matka pięknie śpiewała śląskie piosenki, które głęboko zapisały się w pamięci Janka. Po gehennie wojennej rodzina Dolnych wróciła na Śląsk, który znalazł się w granicach Polski. Jego ojciec, też Jan, który jako obywatel Niemiec musiał służyć w Wermachcie (po wojnie wrócił z niewoli amerykańskiej), został w 1947 r. niesłusznie oskarżony o sabotaż i skazany na karę śmierci, którą zamieniono po błaganiach matki skierowanych do Aleksandra Zawadzkiego, na dożywocie (w więzieniu siedział do roku 1954). O tym, krzywdzącym i zupełnie bezpodstawnym oskarżeniu, wynikającym jedynie z racji germańskiego a de facto śląskiego pochodzenia Jana Dolnego seniora, pisał kiedyś mój przyjaciel, profesor Leon Kieres.
Janek wraz z rodziną na dłuższy czas był związany się z Prudnikiem. W tamtejszej szkole trafił na znakomitych nauczycieli, którzy mu pomagali, chociaż zdarzali się także ludzie bezrozumni. W Prudniku przyjął także I Komunię Świętą. Doświadczał i dobra, i zła – jak to wspominał.
Wiosną 1957 roku rodzice zdecydowali, że w zaistniałej sytuacji wyjadą do RFN, do Hamburga. W tym okresie, a był to cechujący się pewną odwilżą czas rządów Władysława Gomułki, osoby, które poczuwały się do niemieckości mogły wyjechać z Polski. Dla 13-letniego Janka, ucznia szóstej klasy podstawówki, było to jednak dość bolesne rozstanie z kolegami i przyjaciółmi. Bolesne i trudne, gdyż, jak mi mówił, nie znał wcale języka niemieckiego. Dał jednak radę, choć niemieccy chłopcy nie szczędzili mu obraźliwych wyzwisk. Później z powodzeniem ukończył szkołę średnią. W Hamburgu poznał też swoją przyszłą małżonkę – Krystynę.
Potem Janek podjął pracę w hamburskiej stoczni Blohm&Voss. Była to ciężka praca, ale podołał nowym wyzwaniom i awansował na kolejne szczeblach kariery zawodowej. W tej stoczni, należącej do koncernu Thyssen Industrie AG, zajmował się prowadzeniem remontów statków z całego globu. Tu doczekał w roku 2007 emerytury.
Już na początku swojej pracy w stoczni włączył się w działania hamburskiego oddziału Związku Polaków w Niemczech „Zgoda”, a po założeniu w Hamburgu Towarzystwa Niemiecko-Polskiego stal się jego aktywnym członkiem, piastując odpowiedzialne funkcje (był wiceprezesem). Przez 12 lat był również radnym w Radzie Dzielnicy Hamburg-Mitte.
Janek Dolny – lojalny obywatel Republiki Federalnej Niemiec – nie zapomniał jednak nigdy i nie wykreślił Polski ani ze swej pamięci, ani też ze swojego serca. Szczególnie zależało Mu na więzi ze stronami rodzinnymi, a zwłaszcza z ukochanym Prudnikiem. Często pisywał do tamtejszego „Tygodnika Prudnickiego”. Jego teksty były zawsze rzeczowe i zarazem emocjonalne, pełne zatroskania o Prudnik i okolice. Pomagał także swemu miastu, jak to tylko było możliwe. Miał też liczne kontakty w wielu miejscowościach na Śląsku, w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i w Rzeszowie. Spotykałem Go na naszej Starówce, był zauroczony odbudowanymi zabytkami i rozwijającym się miastem. Lubił przesiadywać w „Sfinksie” przy ul Kościuszki. Tam też możemy zauważyć ufundowaną przez Niego tablicę. Szczególnie bliskie kontakty nawiązał z redaktorem Ryszardem Lechforowiczem. Jego celne felietony ukazywały się systematycznie na kamach „Echa Rzeszowa”. Janek był szczery do bólu; i to w nim bardzo ceniłem. Gdy, przykładowo, nie mogąc zgodzić się z kontrowersyjnymi tekstami w ”Echu”, chciał zrezygnować z pisania doń. Po redakcyjnych zmianach od tego zamiaru odstąpił. Jego język miał szczególną barwę, wynikającą również ze śląskiego stylu myślenia – piękna prostota (nigdy nie prostactwo) i trafianie w sedno. Jak wiem, Janek był członkiem Związku Dziennikarzy Polskich. W pełni zasłużenie.
14 listopada 2000 r., postanowieniem Prezydenta RP (a był nim wówczas Aleksander Kwaśniewski), Jan Dolny został uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. W Monitorze Polskim Nr 2 z 2001 r., poz. 42, przy jego nazwisku widnieje taki zapis: „za wybitne zasługi w działalności na rzecz porozumienia polsko-niemieckiego”.
Warto i należy w tym miejscu podziękować Towarzystwu Niemiecko-Polskiemu w Hamburgu za dobrą robotę w budowaniu relacji między Polakami i Niemcami w oparciu o prawdę. Szczególne słowa uznania kieruję tu do obecnej przewodniczącej, pani dr Violi Krizak i jej wieloletniemu poprzednikowi, panu Gerdowi Hoffmannowi. Janek, dla Niemców Johann, Dolny należał do tego znakomitego grona. Należał, bo 15 lutego 2019 r. zmarł w Hamburgu. Tam też 27 lutego, na cmentarzu Öjendorf zastał pochowany.
Chociaż możemy powiedzieć: „Non omnis moriar …”, to ustawicznie dostrzegamy, jak kruche jest naczynie ludzkiej egzystencji. Jestem przekonany, że On bieg swego życia uwieńczył laurem, że to naczynie napełnił dobrocią i miłością oraz odpowiedzialnością. Przymioty Jego charakteru najlepiej znają Najbliżsi: żona – Krystyna oraz dzieci Alekxandra i Sten oraz wnuczęta. Z nimi oraz z wielkim kręgiem przyjaciół Janka łączę się z wyrazami otuchy w przeżywaniu bólu po Jego śmierci. Niech Pan przyjmie Go do światłości wiekuistej. My zaś wczujmy się w sens poetyckiego apelu księdza
Jana Twardowskiego:
(… )
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza.
(…)
Beeilen wir uns die menschen zu lieben sie gehen so schnell
und die die nicht gehen kommen nicht immer zurück
und nie ist es klar wenn man von liebe spricht
ist es die erste die letzte die letzte erste.
[tłumaczenie Ursula Kiermeier http://www.poerksen.org/PolnischesGedicht.htm ]
Mieczysław Janowski